TikTok – czy naprawdę jest czego nie lubić?

TikTok, na zdjęciu smartfon z logo aplikacjiJedni uwielbiają, inni mówią, że nigdy nie zainstalują tej aplikacji. TikTok niewątpliwie rośnie w siłę i przyciąga bardzo młodych internautów, zarówno jak i tych nieco starszych. Zdania na jego temat są podzielone, ponieważ jest on uznawany za medium przepełnione prymitywnymi treściami, niezdrowymi i szkodliwymi społecznie. Czy tak jest naprawdę?

TikTok to aplikacja mobilna, która specjalizuje się w krótkich materiałach wideo udostępnianych na tej platformie zazwyczaj z podkładem muzycznym w tle. Wikipedia podaje, iż w założeniu pojawiają się tam treści zbliżone do teledysków muzycznych. Owszem, takie było założenie, ale aktualnie jest ogromnie trudno określić jakiego typu content można tam spotkać. Spektrum jest bardzo duże i ciągle rośnie.

Niewątpliwie TikTok obfituje w różne małowartościowe wątki. Nie brakuje tam materiałów, których przekaz jest bardzo ubogi lub nawet go nie ma, jednak nie można się spodziewać jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy jest on szkodliwy społecznie. Jest on natomiast ogromnym pożeraczem czasu, dlatego z pewnością wznieca bunt rodziców pociech aktywnych w tej aplikacji. Kilkudziesięciosekundowe filmiki są bardzo łatwą przynętą w oczekiwaniu na „fast” rozrywkę, której w tych czasach tak bardzo łakniemy, jednak często zamieniają się one w godziny korzystania ze smartfonu. Internetowi nie brakuje badań na temat mechanizmów wykorzystywanych przez wielkie korporacje branży rozrywki, których platformy są konstruowane tak, by uzależniały. Trzeba przyznać, że TikTok należy do jednej z nich. Algorytmy dopasowują treści, które wyświetlają się nam na Tiktoku tak, by spełniały nasze oczekiwania. Przez co wchodząc tam, nawet nie obserwując ulubionych twórców, zawsze natrafiamy na to, co nam się podoba.

TikTok w początkach pandemii przyciągnął wielu nowych użytkowników. Lockdown sprawił, że niektórzy zyskali więcej czasu, a nie ma atrakcyjniejszego lekarstwa na nudę niż materiały rozrywkowe. Może dlatego również to, jakie treści oferuje nam ta aplikacja bardzo się rozszerzyło. TikTok osobom, które z niego nie korzystają, kojarzy się zapewne z tym, czym od dawna już nie jest. Podobnie jak YouTube, Instagram i Facebook ewoluował i dopasował się do upodobań użytkowników, nie tylko tych najmłodszych. Osobiście, nie jestem sceptycznie nastawiona do tej platformy. Uważam, że niektórzy twórcy bardzo dobrze wykorzystują popularność owej aplikacji. Można tam spotkać materiały edukacyjne, komediowe czy po prostu zapis czyjś prywatnych wspomnień. Poza tym, niewiele różnią się wątpliwe treści z TikToka od tych, które na przykład w postaci paradokumentów czy reality show oferowane nam są przez stacje telewizyjne i portale streamingowe.

Znacznym problemem może być to, że treści na Tiktoku często publikowane są przez bardzo młode osoby, którym nie wyjaśnia się wystarczająco często szkodliwości udostępniania niektórych materiałów online lub po prostu nie są one konsultowane z kimś, kto powinien brać odpowiedzialność za nieletniego.

Rozwiązaniem całego „zamieszania” jest chyba zaakceptowanie faktu, że powstają platformy medialne, które odpowiadają naszym potrzebom. Treści, które się na nich pojawiają, również są odpowiedzią na nasz popyt. Nie warto generalizować. Tak spora liczba użytkowników ma naprawdę wiele do zaoferowania. Niektórzy bardzo mądrze potrafią wykorzystywać współczesne mainstreamowe trendy, by przekuć je w coś pożytecznego. Nowe pokolenie ceni sobie treści krótkie, łatwo dostępne i przepełnione intensywnymi bodźcami wzrokowymi – ale czy można się mu dziwić? W takiej rzeczywistości przecież przyszło mu funkcjonować.

Zuzanna Górna

Opublikowano Krótkie wpisy | Skomentuj

Billie Eilish w pracy kreatywnej

Bilie Eilish pozująca do zdjęcia na ściance. Amerykańska piosenkarka i autorka tekstów urodzona w 2001 roku, Billie Eilish zdominowała współczesny świat. Wielu inspiruje muzycznie, modowo oraz światopoglądowo. Jest między innymi laureatką siedmiu nagród Grammy, najmłodszą artystką, która nagrała tytułową piosenkę do filmu o Jamesie Bondzie, a posty, które publikuje na Instagramie zdobywają rekordową ilość polubień. Wszystko, co robi — to, jak się ubiera, jaki ma kolor włosów i muzyka, którą tworzy — w ekspresowym tempie spotykają się z euforycznymi reakcjami fanów.

Ostatnio poruszany przeze mnie temat synestezji sprawił, że przyszła mi do głowy postać idolki nowego pokolenia. Jest wyjątkowa, autentyczna i ogromnie kreatywna. Teledyski do jej piosenek są nietuzinkowe. W wideo do utworu „You should see me in a crown”, artystka wypuszcza ze swoich ust sporej wielkości pająka, natomiast klip do „When the party’s over” Eilish zwizualizowała poprzez wypicie ciemnego napoju, przez który z jej oczu zaczęły cieknąć czarne łzy. Za ogromnym sukcesem komercyjnym artystki stoi wiele czynników, a jej twórczość i niecodzienne obrazowanie pewnych emocji na pewno są jednym z nich. Dziewiętnastolatka deklaruje, że posiada zdolność synestezji. Podczas wywiadów opowiada o tym, jak konkretne liczby, dni tygodnia i miesiąca odpowiadają danym kolorom, które widzi. Osoba z synestezją potrafi operować niezwykłą symboliką, którą czerpie z własnych, osobistych wrażeń zmysłowych. Potrafi informacje, które są dla niej naturalnym, doświadczanym, odkąd pamięta, doznaniem, przekuć w dowolną formę ekspresji. Billie Eilish o jednej ze swoich piosenek „Bury a Friend” mówi, że jest czarna, szara, brązowa. „Xanny” natomiast jest bardziej aksamitna: „jak gdybyś mógł poczuć dym”.

Niezwykłe wrażenia

Kiedy w 2018 roku odkryłam Billie Eilish, od razu wiedziałam, że jest to osoba wyjątkowa. To, jak szybko wokół niej znalazło się mnóstwo fanów i wspierających jej działalność, oczywiście może być wynikiem dobrze poprowadzonego PR’u artystki, ale myślę, że stoi za tym również jej autentyczność. W swoich piosenkach często śpiewa o tym, jak sama mówi, czego nie doświadczyła, ale posiada bujną wyobraźnię, którą sprawnie operuje i wykorzystuje w swojej pracy. Eilish mówi w wywiadach o tym, że przy tworzeniu muzyki ze swoim bratem Finneasem, bardzo pomaga im zdolność synestezji (którą oboje posiadają). Dla nich wiele wrażeń zmysłowych ma wymiar wizualny i potrafią balansować pomiędzy jednym, a drugim. Taka praca kreatywna z pewnością dostarcza wielu ciekawych i niecodziennych doświadczeń, a jej efektem są milionowe odsłuchania ich utworów oraz jak mniemam podobnej wielkości wpływy na konto.

Sukces we współcześnie „głośnym” świecie

Większość osób może jedynie spróbować sobie wyobrazić to, o czym mówi Eilish, natomiast realne odczucie jest dla nich nieosiągalne. A być może to właśnie ono warunkuje kreatywność tej jednostki i dzięki niemu jej twórczość ma pierwiastek wyjątkowości, wyróżniający ją na tle innych, „głośnych” osób we współczesnym świecie mediów. Wynika z tego, że jednym z czynników, który determinuje twórcze zarządzanie zasobami na świecie, jest pewna unikatowość w postrzeganiu świata. Coś, co odznacza jednostkę na tle innych, dzięki czemu tworzy coś na swój własny, autorski sposób. Artystce zdolność synestezji bardzo pomaga w spełnianiu się w roli autorki tekstów, czy podczas reżyserii teledysków. Dzięki temu jej praca obfituje w wyjątkową symbolikę, dostarczając jej niespotykanych dla przeciętnego człowieka wrażeń. Czyni ją wyjątkową, a sam proces niesamowicie inspirujący.

Podziwiam tę dziewczynę, ponieważ w tak młodym wieku nosi na sobie odpowiedzialność bycia idolką tak wielu młodych ludzi i przede wszystkim – robi to dobrze. Wprowadziła do mainstreamu dialog, na który myślę, że pokolenie Millenialsów w jej wieku nie było gotowe. Według mnie, Billie Eilish zdecydowanie pozytywnie reprezentuje pokolenie Z.

Zuzanna Górna

Opublikowano Bez kategorii, Teksty | Skomentuj

Gdyby nie synestezja, nie byłoby sztuki

Synestezja przedstawiona na surrealistycznej grafice, kobieta, wokół której rozchodzi się wiele barw, nut, mające symbolizować doświadczenia zmysłowe osób z synestezją Kreatywność jest cechą, którą bez wątpienia każdy człowiek chce posiadać. Jednym nowe pomysły przychodzą do głowy niesamowicie naturalnie, kiedy inni  trudzą się za każdym razem, gdy potrzebują wykazać się twórczością. Bardzo ciekawym zjawiskiem dotyczącym tylko pewnej części społeczeństwa jest synestezja. Jest to zdolność do abstrakcyjnej konwergencji wrażeń, spostrzeżeń i emocji. Osoby jej doświadczające na przykład widzą dźwięki, słyszą kształty, czy dotykają emocji. Najczęściej występującym rodzajem synestezji jest doświadczanie barw przy widzeniu liczb. Jest to wyjątkowe przeżycie i przez wielu specjalistów do niedawna diagnozowane jako choroba psychiczna. Z dzisiejszymi obserwacjami zgłębiającymi ten temat, wiemy, że jest to autentyczne doznanie zmysłowe, jednak w związku z tym, iż mózg człowieka jest nadal narządem gromadzącym w sobie wiele tajemnic, dotychczas nie ustalono dokładnego neurologicznego podłoża tego zjawiska.

Czytając o różnych przypadkach osób, dla których synestezyjne doświadczenia są codziennością, zdumiał mnie jeden fakt. Jako osoba, która nie może się nimi poszczycić, nigdy nie mogłam wyjść z podziwu, jak niektórzy trafnie potrafią operować metaforą. Nie znając pojęcia synestezji, już od dawna rozmyślałam o tym, że na co dzień posługujemy się przenośniami, które przenikły do języka potocznego, rozumiemy je, ale niekoniecznie sami potrafimy wymyślać nowe. Podobne wrażenie miewałam czytając wiersze lub wsłuchując się w teksty piosenek – jak ktoś tak trafnie opisał daną emocję, uczucie, doświadczenie za pomocą innego,  pozornie nic z nim nie związanego. Przykładowo, mówiąc o kobiecie, która wzbudza w kimś pożądanie powiemy, że jest gorąca, a o pikantnej potrawie — ostra. Przymiotnik gorący odnosi się przecież nie do zmysłu wzroku, którym postrzegamy daną kobietę, a do zmysłu dotyku. Podobnie jest z ostrą potrawą — jedzenie określamy za pomocą zmysłu smaku, natomiast przymiotnik ostry odnosi się do wyrażania własności dotykowych.

Synestezja to sprawne posługiwanie się metaforą?

Można by więc wysunąć wniosek, iż osoby z synestezją po prostu lepiej operują metaforą, skoro ludzie, którzy nie deklarują posiadania owej zdolności, również potrafią się nią posługiwać. Jednak nie jest to satysfakcjonująca konkluzja, w związku z tym, że byłoby to wyjaśnianie jednej tajemnicy za pomocą innej – do dziś nie wiadomo, w jaki sposób metafory reprezentowane są w mózgu człowieka.

Symbolika, która zdumiewa

Ogromnie ciekawią mnie dalsze badania na ten temat. Synestezja wznosi kreatywność jednostki wyrażanej we wszelkiego rodzaju sztuce, na kolejny poziom. Myślę, że niezbyt kontrowersyjnym jest twierdzić, iż literatury pięknej nie byłoby, gdyby nie metafory. Mają one swój urok ilustrowania rzeczy tak, by odbiorca komunikatu trafnie mógł wyobrazić sobie to, co chciał przekazać nam jego autor nie będąc dosłownym. Bez wątpienia, przenośnie są wynikiem kreatywności i na pewno każdy przynajmniej raz w życiu przeczytał metaforę, która zdumiała go swoją realnością, a ponadto umożliwiła mu abstrakcyjne doświadczenie słowa czytanego. Fascynującym jest fakt, że osoby obdarzone zdolnością synestezji są w stanie tworzyć sztukę nacechowaną symbolicznym znaczeniem, które ucieknie percepcji przeciętnego śmiertelnika, pozostając niedostrzeżonym. Albo wręcz przeciwnie — wzbudzi podziw geniuszu i wrażenie, że on sam nie byłby w stanie czegoś tak celnie oddać.

Odpowiadając na tytułowe rozważanie – osobiście nie wydaje mi się, że gdyby nie synestezja, to nie byłoby sztuki. Sztuka może być przecież dosłowna i wcale nie obfitować w surrealistyczną symbolikę. Tak czy siak, synestezja jest czymś wyjątkowym i na pewno osobom jej doświadczającym zapewnia dużo wrażeń. Osobiście przyznam sama, że sama chciałabym móc zasmakować takiego przeżycia 😉 Jest to niemożliwe, natomiast  możliwym jest konsumowanie synestezyjnych wizji w sztuce już istniejącej i na ten moment powinno to wystarczyć.

Zuzanna Górna

Opublikowano Bez kategorii, Teksty | Skomentuj

Czy matka to twoja najgorsza przyjaciółka?

Na zdjęciu matka przyjaciółka z córką, rozmowa w ogrodzie, obejmują się, życzliwe, uśmiechyŚwiat całkowicie zwariował na punkcie sławnych rodzin. Ludzie łakną oglądania reality show, daily vlogów, kochają celebrytów, którzy sami w sobie im nie wystarczą, bo kochają również ich mamy, tatów, teściów, babcie i prababcie. Rodzina jest rozsławiana jako wartość najwyższa w hierarchii wszystkich wartości przez współczesne wzory do naśladowania, jakimi są osoby medialne. W założeniu jest to bardzo piękny przekaz. Czy jednak w roli matki jako przyjaciółki może być coś niezdrowego?

Kasia Nosowska, piosenkarka oraz autorka książek „A ja żem jej powiedziała” oraz najnowszej „Powrót z Bambuko”, w swoim ostatnim dziele literackim poruszyła tę kwestię. „Po latach zrozumiałam, że jest coś niehigienicznego w przyjacielskiej relacji z matką” – pisze Nosowska (rozdział pt. „Najgorsza przyjaciółka, czyli matka”). Autorka rozbudza tym zdaniem czujność osób, które twierdzą, iż ich najlepszym przyjacielem jest ich rodzic. Ale jak to? Nie dzwonić do mamy każdego dnia? Nie mieszkać́ z nią do 30 roku życia, by móc dotrzymywać jej towarzystwa? Nie zwierzać się jej z przygód miłosnych i nie wymieniać nawzajem sekretami?

Poczucie winy

Autorka zwraca uwagę na to, że przyjaźń z krewnym może nas uwięzić w przekonaniu, że nie możemy wyznaczyć granic tej relacji tak, by nie przekraczała ona naszych barier. Matka– przyjaciółka może nas jawnie lub podświadomie przekonywać, że zawsze powinniśmy mówić o swoich sprawach prywatnych („no bo komu jak nie mamie?”), być blisko, nigdy nie powinniśmy zostawiać jej samej, ani zaniedbywać. Może wprowadzać narrację wywołującą w nas poczucie winy, że nie ofiarowujemy jej tyle uwagi, ile ona od nas potrzebuje. „Jak okrutnym trzeba być, żeby odmawiać matce? Tej, która nas urodziła oraz wychowała? Która w dzieciństwie była dla nas całym światem? Jak to możliwe, że teraz już nie jest na pierwszym miejscu?”

Problem z samodzielnością

Czasem rodzice kochają nas tak bardzo i dają nam to ciągle do zrozumienia, że ograniczają nasz samorozwój. Uzależniają nas od siebie, dając nam wszystko, czego potrzebujemy, aż nagle, kiedy stykamy się z dorosłością, pojawia się w nas ogromny strach i poczucie bezradności. Nie wyobrażamy sobie co by było, gdyby oni nie trzymali nas cały czas za rękę, gdyby oddalili się choćby na moment. Wsparcie jest ogromnie ważne, ale wyręczanie swoich pierworodnych, chcąc oszczędzić im trudności i wysiłków, może im bardzo zaszkodzić. Mogą mieć kłopot z wejściem z kimś w relację, bo „nikt nie jest tak samo dobry jak mama lub tata”, „nikt nie daje takiego komfortu” i „nikt się tak bardzo o nas nie martwi”. Ponadto jeżeli kandydat, bądź kandydatka na drugą połówkę nie przypadnie do gustu rodzinie, to nie ma on już szans. Nie wywalczy sobie lepszej pozycji, bo jak można swój związek mieć wyżej w hierarchii niż własną rodzinę? A na domiar, mama powiedziała, że ma zły wpływ, jest mało ambitny, niezaradny i do tego ma zły kolor włosów. Wtedy matka – przyjaciółka się cieszy, bo jej pociecha, zaznawszy trochę niezależności wraca, bo wie, że w domu czeka wszystko co najlepsze: bezpieczeństwo oraz spokój. Nie jest świadoma, jak bardzo szkodliwe jest to dla samodzielności potomka.

Miłość, która więzi

Zatem, czy nasze matki, starające się utrzymywać z nami dobre relacje, być blisko oraz pomagając nam w trudnościach, z jakimi w życiu codziennym musimy się mierzyć, tak naprawdę próbują nas sobie zawłaszczyć tak, byśmy zawsze ich potrzebowali? Są to bardzo daleko idące wnioski, trochę bolesne, jednocześnie trochę prawdziwe. Intencje mam zazwyczaj nie są złe, pragną nam dać bowiem wiele miłości oraz uwagi, których być może brakowało im w dzieciństwie, bo rodzice wychowywali chłodno i surowo, starają się nadrobić za nich. Pobudki mogą być również nieco egoistyczne- matka chce znaleźć sobie kompana, który w przeciwieństwie do koleżanki z pracy czy partnera, będzie się poczuwał do stuprocentowej wierności, będzie oddany i nigdy jej nie opuści, nie stanie się przecież eks-dzieckiem. Świadomość, że mamy na kogo liczyć, kogoś, kto zawsze będzie chętny nam pomóc i nas wesprzeć, a nasze sprawy są dla niego tak samo ważne, jak jego własne, jest ogromnie budująca. Jednak fakt, że doświadczana przez nas nadopiekuńczość i przekonanie, że ktoś nas ciągle potrzebuje, mogą przerodzić się w balast poczucia odpowiedzialności za cudze szczęście, jest raczej destruktywny. Być może przeszkadza nam on w spełnieniu swoich szalonych marzeń, w uniezależnieniu się, w samodzielnym podjęciu ryzyka, w obawie, że nam samym nie uda się tego unieść. Być może to przywiązanie sprawia, że nasz świat się zawęża, bo nic nie może mieć miejsca poza perspektywą, w której występuję ja i mój rodzic.

Eks przyjaciółka

Jakie jest zatem rozwiązanie? Otóż, jak Kasia Nosowska zauważa, rola matki w rzeczywistości dorastającego młodego człowieka traci na znaczeniu. Traci na znaczeniu na tyle, że pewne sfery jego życia stają się jego prywatnością, którą chroni i dzieli się tylko z tymi, z którymi chce się nią podzielić. Buduje swoje własne ja, odrębne i niezależne od kogokolwiek, nawet kogoś takiego jak matka. A matka musi to zaakceptować, pomimo że na pewno jest to w pewien sposób bolesne. Powinna skupić swoją uwagę głównie na sobie, znaleźć sobie pasje i samodzielne zajęcia. Kiedy wychowała już dziecko, to nadchodzi czas, by pozwolić mu decydować o sobie samym, nie budząc w nim żadnego poczucia winy, jeżeli ono chce zrobić coś, co może tę dwójkę od siebie oddalić. Dać mu przestrzeń na własne sprawy, własne błędy i decyzje, również odnośnie tego, kiedy się z mamą, skontaktować, kiedy odwiedzić, a kiedy odmówić. Ktoś może poczuć się zlekceważony, ale należy pamiętać, że bez względu na to, jak my się czujemy względem czyjegoś postanowienia, nie powinniśmy za niego decydować, ani trzymać urazy. Jeżeli damy drugiemu człowiekowi wolność, kosztem naszego przejściowego poczucia bycia niepotrzebnym, dajemy mu o wiele więcej, niż kiedy uzależniamy go od siebie i swojej pomocy.

Presja przyjaźni

„Ale co ma z tym wspólnego przyjaźń z mamą, która daje mi wolność? Przecież palimy razem papierosy, chodzimy na imprezy, mówimy sobie wszystko i świetnie się razem bawimy- nikt tutaj sobie niczego nie zabrania”. Pozornie. Każdorazowo, gdy „uprzyjaźniamy” naszą relację z rodzicem, istnieje ryzyko, że może ona ulec naruszeniu. Tak jest, kiedy przyjaciółka zatai coś przed nami lub pójdzie na imprezę z inną koleżanką, której nie lubimy i co gorsza- będzie się dobrze bawić! Przyjaźń ma swoje zasady, które są odmienne niż te w powiązaniach rodzinnych. Nie wzbudza ona w nas aż tak dużej presji z drugiej strony. Relację tę z łatwością można poluźnić lub nawet zakończyć, kiedy widzimy, że przekracza ona nasze granice. W związku matka – dziecko mogą wystąpić niezdrowe oczekiwania wobec drugiej strony dotyczące na przykład innego członka rodziny. I tutaj łatwiej kogoś zawieść i wytoczyć wojnę, która może zaburzyć nie tylko relację z rodzicem, ale również z innymi wokół.

A więc, czy matka to Twoja najgorsza przyjaciółka? Każdy sam powinien sobie odpowiedzieć na to pytanie, już teraz, zanim zajdzie potrzeba umówienia się na wizytę do terapeuty (o ile już nie ma takiej potrzeby). Po głębszym przemyśleniu, może się okazać, że lepiej dla nas i naszych mam, abyśmy tę relację utrzymali na nieco bardziej neutralnym gruncie, co nie wyklucza miłości oraz dobrych stosunków. A matka, która pragnie naszego szczęścia powinna to zrozumieć oraz uszanować. Po to, żeby każdy z nas żył w zgodzie ze sobą, a przede wszystkim ze samym sobą.

Zuzanna Górna

Opublikowano Teksty | Otagowano , , , , , , , | Skomentuj

Kino na nowo

Widz, sala kinowa, kino wzbudzające emocje, zdziwienie, zaskoczenie, popcornJak będzie wyglądało kino po pandemii? To jedno z wielu przemyśleń, które rodzą się po lekturze najnowszej książki Karoliny Korwin Piotrowskiej „Reset. Świat na nowo”. Przez COVID–19 kina przez prawie cały rok były zamknięte. Premiery filmów oraz ich produkcje przekładane. Każdy z nas jednak potrzebuje sztuki, szczególnie w tym czasie. Czy nowa, postpandemiczna rzeczywistość będzie łaskawa dla całego biznesu filmowego?

W roku 2020 spędzenie wieczoru w sali kinowej, stało się dla nas rozrywką praktycznie nieosiągalną. Wiele premier filmowych zostało przełożonych, odwołanych lub odbywały się na portalach streamingowych. Festiwale realizowane są online. Niewątpliwie, streaming jest nieodłącznym elementem przyszłości kina na całym świecie. Dla konsumenta jest wygodnie, tanio, a przede wszystkim, co współcześnie najistotniejsze, bezpiecznie. Podczas spekulacji na temat dalszej perspektywy kina, pojawiają się jednak kolejne pytania. Jak będzie wyglądało kręcenie kolejnych produkcji tak, by zachowane były wszelkie warunki bezpieczeństwa i ochrony przed wirusem? Czy castingi będą przeprowadzane tylko poprzez wideokonferencje? Czy sceny erotyczne będą mogły być kręcone?

Karolina Korwin Piotrowska w „Resecie” rozmawia z osobami blisko związanymi z kinem (choć nie tylko), z aktorką Magdaleną Boczarską, producentką i reżyserką filmową Olgą Chajdas, reżyserką i scenarzystką Jagodą Szelc oraz operatorką filmową z Hollywood– Magdaleną Górką. Cztery kobiety współczesnego kina opowiadają o pracy w trakcie pandemii, o kryzysie, jaki dotyka wszystkich z tej branży i polemizują na temat jej przyszłości.

Dla miłośników kina, to byłaby ogromna strata. Wielki ekran, ciemna sala, dobre nagłośnienie, zakaz używania telefonów i brak operowania przyciskiem „stop” podczas seansu, to inne doznanie niż film wyświetlony na ekranie komputera czy telewizora. „Chcę wierzyć, że ludzie wrócą do kin. Kina będą potrzebne, choćby na randki.”– mówi Boczarska. „Kino to nie tylko film. To rytuał”– cytując Chajdas. Nadzieją na ich przetrwanie po pandemii jest to, że film oglądany w kinie nie jest sytuacją do odtworzenia w zaciszu domowym pod kocem i w dresie. Ma on inny kontekst, którego ludziom może brakować.

„Czekają nas cztery potworne lata. Amerykański przemysł filmowy, który utrzymuje wszystkie kina na świecie, stanął.”– mówi w „Resecie” Jagoda Szelc. To stwierdzenie budzi kolejną wątpliwość odnośnie kina. Kto będzie w stanie tworzyć filmy? „Ambitne jest po prostu nierentowne”– cytując dalej reżyserkę. Czy rynek filmowy zostanie zdominowany przez produkcje „przystępne, udające, że są sztuką”? Być może w kolejnych latach zostaniemy zbombardowani produkcjami bardzo opłacalnymi, dla niewymagającego widza. Możliwe, że przemysł ograniczy się do pewnego zysku. Nie jest to niestety dobra wizja najbliższej przyszłości kina. Szczególnie w czasie, który wymaga mądrego komentarza, rozsądnej analizy i puenty. Również na wielkim ekranie.

Przez ostatni rok zmienił się sposób nagrywania produkcji. Przede wszystkim z powodu obostrzeń sanitarnych, ograniczonej możliwości do podróżowania czy planowania budżetu. W najbliższych latach będzie to tylko powodem zwiększania się luki pomiędzy twórcami. Jednych będzie stać, inni nie będą mieli możliwości zaistnienia. Jednocześnie tematów i obserwacji oraz wniosków, które rodzą nowe pomysły artystyczne na pewno przybyło. Całkowita zmiana życia codziennego, izolacja, globalne uczucie strachu, kryzys władzy na całym świecie, spadek poziomu życia oraz osobiste tragedie związane z pandemią, są inspirujące, pozwalają obserwować reakcje i zmianę, jaka się w nas wszystkich na przestrzeni czasu dokonuje. Przewidywania odnośnie tego, co nas czeka, analiza, co nas doprowadziło do momentu, w którym się znajdujemy, są wielką szansą dla twórców. Ponieważ kiedy nasze życie zwolniło, a my już przeżyliśmy pierwszy szok i problem z adaptacją, nadchodzi czas na refleksje.

I tutaj nasuwa się kolejne pytanie: czy widzowie zechcą obejrzeć prawdę? Czy pandemia zmieniła coś w nas i sprawiła, że wszystkie cukierkowe, przesłodzone produkcje nadal będą pociągać za sobą duże statystyki? A może mamy już dość i jesteśmy gotowi ujrzeć nieprzefiltrowane realia? Możliwe, że tak. Należy mieć nadzieję, że widz 2021 roku jest bardziej świadomy. Oby był on spragniony sztuki i prawdy, oby chciał oglądać pomysł i   staranną realizację, a nie tylko piękne znane twarze i przewidziane ,w pierwszych pięciu minutach filmu, happy endy. Należy trzymać kciuki, że sytuacja pandemiczna jak najszybciej da szansę zaistnieć tym, którzy na dużym ekranie chcą pokazać dobre kino.
Zuzanna Górna

Opublikowano Teksty | Otagowano , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , | Skomentuj